Wiem, że zbyt dużo nie piszę o sobie ani o swoich prywatnych sprawach, ale to jest dla mnie na tyle ważne, że postanowiłam się tym z Wami podzielić- a chodzi mi tutaj o moją pracę, która jest też wielką pasją. 


                                               


Projektowanie i sprzedawanie ubrań i dodatków :)

Od jakiegoś czasu prowadzę swoją stronę gdzie sprzedaje bluzy, czapki beanie, kołnierzyki, staniki z ćwiekami, ale też plecaki czy biżuterię ;) I wiecie co? UWIELBIAM to :) 





Zżera mi to mnóstwo czasu (przez co przepisy rzadko się pojawiają ;p) ale daje mi wielką radość ;D 




Pozostaje mi tylko zaprosić Was na stronę



Na połączenie kakao/czekolady i sera pleśniowego wpadłam oglądając Ugotowanych. Wiedziałam, że muszę go jak najszybciej przetestować- i miałam rację! Jest pyszne ;) Lubię nietypowe połączenia i nie boję się eksperymentów, dlatego kiedy szczęśliwie zobaczyłam w lodówce trochę błękitnego lazura od razu odpaliłam piekarnik. Wiedziałam, że w ramach podstawy chcę mieć muffiny, a że zawsze piekę te na musach/jogurtach/serkach i to je lubię najbardziej wyszły muffiny light z serowym środkiem. U mnie jest nim błękitny lazur ale lekko słodkawa gorgonzola byłaby jeszcze lepsza, ciekawa jestem też camemberta. 



Lekkie muffiny czekoladowe z serem pleśniowym
(6 sztuk)
1 1/3 szklanki mąki (u mnie żytnia i pszenna 1:1)
1 duże jajko
140g serka homogenizowanego naturalnego
1/4 szklanki mleka (opcjonalnie)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka kakao
1-2 łyżki stewii
25-30g sera pleśniowego lazur
30g gorzkiej czekolady (opcjonalnie)

W jednej misce łączymy składniki suche- mąkę, proszek do pieczenia, kakao i stewię, a w drugiej miksujemy jajko z serkiem. Stopniowo, partiami przesiewamy do niej suche składniki i miksujemy. Jeżeli masa jest zbyt gęsta dolewamy mleko. Masa ma mieć konsystencję gęstej śmietany. Jeżeli dodajemy czekoladę (ja robiłam beż- nie miałam) siekamy ją i mieszamy delikatnie z masą. Wypełniamy foremki silikonowe do 3/4 wysokości, ser kroimy w prostokąty i kawałki wkładamy pionowo w środek muffin. 


Następnym razem dodam więcej sera- jakieś 50g bo jak dla mnie było go za mało. A same muffiny wyszły genialne- wyrośnięte, wilgotne w środku :) Od dziś jedne z moich ulubionych. 




Smacznego :)


Pierwszy z serii obiecanych przepisów z wykorzystaniem odżywki białkowej. Tak jak już wspominałam jakiś czas temu kupiłam pierwsze opakowanie odżywki białkowej- z ciekawości, z chęci zapewniania sobie kolejnego źródła białka i z powodu wzmożenia aktywności fizycznej i chęci zbudowania mięśni. Bo myli się ten kto uważa, że używanie odżywki białkowej powoduje "napompowanie" mięśni i wygląd kulturysty- to jedno z najgłupszych i najśmieszniejszych przekonań o suplementach diety tego typu. Ja stosuję odżywki od jakiegoś czasu- nie jest to bardzo regularne ale jest a do wyglądu kulturysty mi tak daleeeeeko, że chyba nie znam nikogo mniej podobnego :)
Za to w kuchni odżywka stała się dla mnie bardzo dobrym bodźcem do nowych eksperymentów i to udanych ;) 





Proteinowe ciasto czekoladowe
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0.5 szklanki odżywki białkowej (u mnie orzechowa)
2 jajka 
ok 100g serka homogenizownego naturalnego 
2 łyżki stewii
1 łyżka kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0.5 szklanki borówek amerykańskich 

Suche składniki mieszamy razem osobno w misce. Jajka miksujemy z częścią serka po czym dodajemy suche składniki (stopniowo) i miksujemy dalej do połączenia się w gładką masę. Po dodaniu całości sprawdzamy konsystencję- jeśli jest zbyt gęsta dodajemy jeszcze trochę serka i miksujemy dalej. Ciasto ma być dość gęste ale powinno bez większych oporów wylać się z garnka do formy :) Masę przelewamy do silikonowej keksówki, na wierzch wysypujemy borówki i lekko wciaskamy je w masę delikatnie mieszając. Pieczemy ok. 30 min w 180 stopniach.


W diecie większości Polaków brakuje białka i taka odżywka byłaby idealnych wyjściem, ale zdaję sobie sprawę, że dla większości osób jest to zbyt egzotyczny produkt- nieznajomy, niebezpieczny, podejrzany i zdawałoby się bardzo wyspecjalizowany. Ja przekonałam się, że jest to zupełna nieprawda i mam nadzieję, że swoimi przepisami przekonam jeszcze parę osób ;)
Tym bardziej, że przepisów z wykorzystaniem akurat odżywki jest w internecie bardzo mało- aż dziw bo do diety Dukana pasowałaby idealnie i wszyscy dukanowcy z pewnością odkryli by jej potencjał- bo jak się okazuje można zrobić z niej wiele :)



Dla niedowiarków polecam śledzić moje przepisy z tej serii :))

Smacznego :)


Dziś znowu rabarbar. Ale muszę kiedyś opublikować zaległe przepisy- a mimo mojego obecnego stanu i tak nie tworzę posta za postem, choć bym mogła- chyba nie jestem aż tak blogowo produktywna.
Noga dalej w kiepskim stanie- choć  niebo lepszym niż tydzień temu. Szyna już zdjęta, ale chodzić nadal nie mogę (chociaż dziś udało mi się przejść aż pół pokoju ;D) opuchlizna nadal trzyma ale może mi się zdaje ale jest mniej sina. Nie mniej mam plan żeby za tydzień już chodzić normalnie i będę go realizować bo inaczej zwariuje. Dosłownie i w przenośni. 

Ciasto z serii tych prostych, szybkich, dietetycznych i idealnych do kawy/ mleka/ serka. Można spokojnie ukroić duuuży kawałek i długo go smakować ;) 




Pełnoziarniste ciasto z rabarbarem:
1,5 szklanki mąki (pełnoziarnista i zwykła)
2 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2-3 łyżki stewii 
1/2-1 szklanka mleka
3 łodygi rabarbaru
cynamon

Mąkę przesiewamy, dodajemy proszek i stewię i wbijamy jajka. Miksujemy. Dolewamy stopniowo mleka by uzyskać odpowiednią konsystencję ciasta- ma być dosyć gęste ale lekko lejące. masę przelewamy do silikonowej formy. Rabarbar kroimy w niezbyt duże kawałki i posypujemy nim wierzch ciasta. Doprawiamy cynamonem i możemy jeszcze dodatkowo posypać górę stewią. Wstawiamy do piekarnika na ok 30 min w 180 stopniach (pieczemy do suchości patyczka).  



Naprawdę błyskawiczne i naprawdę pyszne. A jakie proste ;D
Można robić naprawdę codziennie, bo gwarantuje, że wytrzyma góra jeden dzień w każdym domu. 

A co do warzyw i owoców- mój rabarbar jest z dawien dawna bo przepis jest zaległy, ale widuje u Was na okrągło a to maliny, a to porzeczki, czasem nawet truskawki, a u mnie już wszystko zniknęło. Skąd Wy to bierzecie? ;p 

Smaczngo :)






Jak było na WOODSTOCKU jak było na WOODSTOKU?- ciekawe ile jeszcze osób sie zapyta. 

Na pewno było suuuuuuper. Tyle, że nie dla mnie. Zapowiadało się baaardzo pomyślnie- wręcz owocnie. Impreza w pociągu na miarę Woodstocku była. 

I z apetytem na więcej wysiadłyśmy rano na stacji. Lekko kuśtykając bo całej nocy w pociągu z odrętwiałymi nogami wlekłyśmy się na pole namiotowe- a raczej za innymi  miałyśmy, nadzieję, że kierunek jest dobry ;) Dowlekłyśmy się aż.. do połowy drogi- nie mogłam dalej. Zdjęłam buta- a tam czerwony balon a nie stopa. Nie było mowy o stanięciu na niej. Potem był już tylko szpital i 24 godzinny powrót do domu- w sumie 2 dni pod rząd w pociągach.
 I kolejny 3 cały w szpitalu i szyna. 

Nie będę mówić co to dla mnie oznacza. 

Mam naprawdę najlepszą przyjaciółkę na świecie U. <3



inspiracja
Pieczony dorsz z fasolką i pomidorkami koktajlowymi
(3-4 porcje)
500g filetów z dorsza (mogą być mrożone)
2 puszki fasolki konserwowej białej 
500g pomidorków koktajlowych
natka pietruszki
czosnek
pieprz 
sól
oliwa z oliwek
ok. 1/3 szklanki bulionu 
sok z cytryny
 
Rybę (rozmrożoną) przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny i układamy na papierze do pieczenia na środku blachy. Natkę siekamy i mieszamy z odcedzoną fasolą. Doprawiamy pieprzem i czosnkiem. rozsypujemy dookoła ryby. Pomidorki koktajlowe układamy na bokach blachy, Wszystko skrapiamy oliwą z oliwek i podlewamy bulionem (nie dużą ilością)- ja użyłam bulionu bo dałam mniej oliwy niż w oryginalnym przepisie. Pieczemy ok 15-20 min w 180 stopniach (w zależności jak bardzo przypieczoną fasolkę lubicie)- w między czasie co trochę przerzucać łopatką fasolkę. 





Smacznego ;)




I tradycyjnie coś na słodko :) Wchodząc tutaj można uznać, że żywię się samymi słodkościami, ale co tam. Życie musi być słodkie. 
A jeśli do tego jest zdrowe, dietetyczne i lekkie jak ta rolada serowa. No i oczywiście pełnoziarnista. 
A do tego jak na mnie poszalałam z kształtem :D 



Pełnoziarnista rolada drożdżowa
ciasto:
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0.5 szklanki mąki pszennej tortowej (ale można zrobić w całości z pełnoziarnistej)
2 jajka+ 1 żółtko
1 łyżka masła
1 łyżka drożdży instant 
mleko- do uzyskania odpowiedniej konsystencji
1 łyżka stewii (lub więcej)
szczypta cukru (pożywka dla drożdży)

nadzienie:
250 g sera białego chudego+ łyżka mleka 
1 białko
2 łyżki rodzynek
1 łyżka stewii

Do mąki dodać drożdże, stewię i szczyptę cukru pomieszać. Wbić jajka i jedno żółtko. Wymieszać i stopniowo dolewać ciepłego mleka cały czas wyrabiając do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Cisto ma odchodzić od rąk, ale jednocześnie musi być dość "miękkie". Pamiętajcie, żeby użyć jajek w temperaturze pokojowej. Odstawić do podwojenia objętości w ciepłe miejsce przykryte ściereczką.

Białko ubić na sztywno ze szczyptą soli, ser wymieszać z mlekiem. Rodzynki posiekać i wymieszać ze serem i stewią. Partiami dodawać ubite białko i delikatnie mieszać. 

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na prostokąt o grubości około 0,5 cm. Na środku ułożyć nadzienie w wąski pasek. Boki ciasta ponacinać w paseczki aż do nadzienia i "zaplatać" na przemian z jednej i drugiej strony. 
Mam nadzieję, że jakoś w miarę zrozumiale opisałam zawijanie rolady ;) Jeśli nie możecie poszukać tej metody w internecie lub zwinąć ją po swojemu ;) Odstawić pod przykryciem jeszcze na około 30min po czym piec 15-20 min w 180 sotpniach. 



Ciasto drożdżowe to jedno z najbardziej dietetycznych ciast nawet w tradycyjnej wersji- a w mojej jest wręcz odchudzające ;) 
Dla kogo? Nie tylko dla tych na diecie ale też dla tych którzy lubią podjeść więcej ;p

Smacznego ;) 




Tak dawno mnie tu nie było. Dlaczego?
Bo nie odczuwałam jakoś potrzeby pisania, dzielenia się przepisami i uczestniczenia w blogowym świecie, a że od pewnego czasu staram się nie zmuszać do robienia rzeczy, które mnie nie cieszą zarzuciłam blogowanie. Mimo, że pomysłów mi nie brakowało a nowe inspiracje same mi się nasuwały nadal nie miałam serca do publikowania. Aż do dziś. Może to przez ten upał :)

Mam nadzieję, że chęci starczy mi na długo lub chociaż ciut dłużej niż ostatnio. Tym bardziej, że ostatnio nabyłam po raz pierwszy odżywkę białkową i odkryłam nowe pole do popisu i do dość innowacyjnych przepisów- bo oprócz tych, które można znaleźć na stronach poświęconych kulturystyce niewiele jest w sieci pomysłów na jej wykorzystanie, nawet na blogach Dukanowskich. Ale już niedługo będą u mnie ;)

Na rabarbar sezon już minął, ale większość moich przepisów, które oczekują na publikacje są "do tyłu" (łącznie z tymi z Wielkanocy ;p) więc nie zważając na porę będą się pojawiać.





Babeczki z rabarbarem:
( ok 16 sztuk)
ciasto:
1 szklanka mąki żytniej 
0,5 szklanki mąki pszennej
1 małe jajko
ok. 100 jogurtu naturalnego 
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka stewii
 
nadzienie:
3-4 łodygi rabarbaru
5 suszonych daktyli
1-2 łyżka stewii
1/2 łyżeczki cynamonu 


 
Daktyle kroimy w male kawałki, w rondelku rozgrzewamy trochę wody na dnie (nie dużo żeby nadzienie nie było zbyt wodniste) i wrzucamy do niej pokrojone daktyle. Rabarbar kroimy w średnie kawałki i dodajemy do lekko już rozgotowanych daktyli. Dusimy aż rabarbar będzie miękki, ale nie będą całkiem rozgotowane (powinno widać kawałki) w międzyczasie dolewając odrobinę wody jeśli dno się przypala a rabarbar nie chce się gotować.
Wyłączamy gaz i dodajemy stewię. Zostawiamy masę do ostygnięcia i odparowania reszty wody- powinna być w efekcie dość gęsta, jak powidła. Dodajemy cynamon i mieszamy. 
 
Mąkę łączymy z proszkiem i stewią, dodajemy jajko i jogurt (stopniowo) ciągle wyrabiając aż ciasto uzyska dobrą konsystencję (będzie zwarte, będzie dość dobrze odchodzić od rąk), zawijamy w worek i odstawiamy do lodówki na pół godz. 
Wyjmujemy ciasto, wałkujemy na cienki placek podsypując mąką (wbrew pozorom się da ;) ) i wycinamy z niego kółka- jedno większe na spód babeczki i jedno mniejsze na górę. Większymi kółkami wykładamy dno foremek na babeczki (silikonowych lub zwykłych ale wtedy koniecznie z papierową foremką po czym nakłuwamy spód widelcem. Do każdej babeczki dodajemy łyżkę nadzienia i zalepiamy od góry mniejszym kółkiem. 
Pieczemy ok 15-20 min w 170-180 stopniach. 



Połączenie rabarbaru i suszonych daktyli odkryłam dopiero w tym roku i bardzo tego żałuję bo jest niesamowite! Smaki naprawdę wspaniale się komponują, warto dodać też trochę cynamonu- pychota.

Smacznego!




Dla niektórych śniadanie= omlet, a przynajmniej jajko ;) Dla nich i dla tych którzy, po prostu lubią słodkie poranki idealnie sprawdzi się ciasteczkowy omlet ;) Rozjaśnia nawet najbardziej pochmurne dni. 
Szczególnie w towarzystwie kolorowych owoców.




Ciasteczkowy omlet z BELVITĄ
(1 porcja)
2 ciastka BELVITA (uzyłam 5zbóż i mleko)
2 jajka
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
owoce

Żółtka oddzielamy od białek. Jedno ciasteczko kruszymy na pył i mieszamy z żółtkiem ewentualnie dolewając odrobinę mleka (mamy ciasteczkową mąkę ;p) po czym dodajemy proszku do pieczenia i drugie połamane na większe kawałki ciasteczko. Białka ubijamy na sztywno z dodatkiem soli i delikatnie partiami mieszamy z masą. Wykładamy na gorącą patelnię i smażymy na średnim ogniu ok. 2 min z każdej strony. 

Podajemy z owocami. 




Błyskawicznie, smacznie i zdrowo :) IDEALNE śniadanie ;) Czeko chcieć więcej. 





Od dawna lubię te ciasteczka, pewnie dlatego, że ze wszystkich słodyczy zawsze najbardziej przemawiały do mnie ciasta i ciasteczka, lody były dobre, czekolada też, ale to ciacha sprawiały, że miałam uśmiech od ucha do ucha. Stąd pomysł, żeby jeść je od rana do wieczora :) 
I dzień zaczynać od ciasteczek ;D A ciasteczka i tiramisu to połączenie idealne




Ciasteczkowe tiramisu śniadaniowe
(1 porcja)
100g chudego twarożku
1 łyżeczka stewii/cukru
2 ciasteczka BELVITA (ja użyłam 5 zbóż i mleko)
trochę zaparzonej gorzkiej kawy
1/3 łyżeczki gorzkiego kakao odtłuszczonego

Ciasteczka moczymy w kawie, twarożek ucieramy widelcem z cukrem. Na pierwsze ciasteczko kładziemy warstwę serka, po czym przykrywamy ją drugim, znowu warstwa serka i posypujemy z wierzchu kakao. Teraz wystarczy dodać zieloną herbatę, miseczkę truskawek i śniadanie gotowe.


I to wszystko :)) Prawda, że proste i szybkie? A do tego jakie PYSZNE ;)

Najlepiej smakuje przygotowane wieczorem i  schłodzone przez noc w lodówce.

Przepis bierze udział w akcji:






Nie tłumacząc się już bezsensownie z nieobecności przejdźmy do przepisu. Te jabłka zrobiłam już dawno temu, wykorzystując przepis na kultowe już u mnie ciasto kruche bez tłuszczu, które wprost uwielbiam. Miały być dla mnie i dla mamy, ale po zjedzeniu jednego nie mogłam się powstrzymać i oba wylądowały u mnie w żołądku, cóż mama będzie musiała poczekać ;)) 

Jedyne co zrobiłam źle za pierwszym razem to użycie surowych jabłek, ale to już się nie powtórzy i dla Was prezentuję już poprawioną wersję. A więc smacznego!
A na dodatek dietetycznego :) Dzięki mące pełnoziarnistej, braku tłuszczu, cukru, dodatkowi chudego twarogu i orzechów. Czego chcieć więcej. 
A jak mawia Sophie Dahl- pieczenie ma magiczne właściwości. 




Zapiekane jabłka w cieście z twarogiem
(2 porcje)
2 średnie jabłka obrane ze skórki i wydrążone w środku
3/4 szklanki mąki żytniej
3 łyżki jogurtu naturalnego
żółtko
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka stewii
nadzienie
ok. 50g chudego twarogu
4 orzechy włoskie
1 łyżka stewii

Jabłka obieramy i wydrążamy, mąkę łączymy z żółtkiem, jogurtem, proszkiem do pieczenia i stewią, wyrabiamy aż ciasto będzie elastyczne, wstawiamy do lodówki na min. pół godziny. Twarożek mieszamy ze stewią i pokruszonymi orzechami. Jabłka lekko podpiekamy w ok. 180 stopniach przez jakies 20 min (najlepiej z termoobiegiem). Wyjmujemy ciasto z lodówki, dzielimy na 2 części, rozwałkowujemy każdą i kładziemy na niej jabłko, do wydrążonego środka wkładamy 1/2 nadzienia i zawijamy ciasto. Tak samo postępujemy z drugą częścią. wkładamy do kokilek. Pieczemy jeszcze ok. 15 min w 180 stopniach. 



A 14 maja już blisko. Mnóstwo planów, mnóstwo zajęć, mnóstwo marzeń i wciąż za mało czasu. 

Smacznego :))

I mam nadzieję pojawiać się tu częściej. A przede wszystkim u Was :)



Obiecałam być tu częściej, natomiast jestem coraz rzadziej i to nie tylko we wpisach ale tym rzem niestety również na Waszych blogach i w Waszych komentarzach. Tym razem jednak mam usprawiedliwienie- coraz lepiej rozwijająca się moja druga pasja, która zaczęła być może przeradzać się w coś konkretniejszego, może zrobię o tym kiedyś tu wpis, zupełnie nie kulinarny ;) 

Jednak jeść coś trzeba, a szczególnie przy pracy ;) dlatego nie rezygnuję z gotowania ani z eksperymentów, może nie są one tak częste, ale są ;) Bo w końcu gotowanie to też moja pasja i miłość. 
Te ciasteczka zrobiłam przez przypadek, przepis jest praktycznie taki sam jak na kruche ciasto light lub pieczone faworki, jednak dzięki dodatkowi kakao i przetrzymaniu w lodówce zrodził nowe dietetyczne słodkości :) Aż sama się zdziwiłam jak wyrosły, mimo, że są głównie z maki żytniej, która jak wiadomo niezbyt dobrze spulchnia. Ale udały się nadwyraz, są lekko wilgotne, fajnie puchate i mocno czekoladowe w smaku, a do tego bez tłuszczu. Idealne do kawy :)




Dietetyczne ciasteczka brownie
(ok. 35 sztuk)
1 szklanka mąki żytniej
0,5 szklanki mąki pszennej
2 łyżki kakao
2 łyzki stewii
1 jajko
100g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Mąkę łączymy z proszkiem, stewią i kakao, wbijamy jajko i stopniowo dodajemy jogurt ciągle wyrabiając ciasto, aż do odpowiedniej konsystencji- powinno być lekko wilgotne ale odchodzić od rąk. Wyrabiamy energicznie ok,. 5 min po czym wstawiamy do lodówki na kilka godzin. Wyjmujemy, wałkujemy na grubość około 0.5cm podsypując mąką po czym wycinamy ciasteczka. Pieczemy ok. 10-15 min w 170stopniach.

Ten przepis zainspirował mnie też do dietetycznego brownie za które niebawem się zabiorę, mam nadzieję, że wyjdzie równie dobrze i też mnie pozytywnie zaskoczy. 



Smacznego :)


To, że jestem fanką wypieków z fasoli wiadomo nie od dziś, mówiłam juz o tym wiele razy. Nic więc dziwnego, że postanowiłam spróbować też wypieków z innych strączkowych pyszności- ciecierzycy. I jak mozna się spodziewać nie zawiodłam się ani trochę. Kolejny pyszny, dietetyczny wyrób bez użycia mąki tym razem w postaci muffinek który zagości u mnie na stałe. Nietypowo też zdecydowałam się wypróbować najpierw wytrawną wersję babeczek z ciecierzycy, zwykle decydowałam się na słodkie wersje. 





Babeczki z ciecierzycy z oliwkami
(7-8 sztuk)
1 puszka ciecierzycy konserwowej
2 jajka
90g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
20 oliwek zielonych drylowanych
1 łyżeczka tyminku
szczypta soli
pieprz
papryka czerwona 

Jajka zblendować na gładko z ciecierzycą, dodać jogurt, proszek, przyprawy i ponownie zmiksować. Do masy wrzucic pokrojone oliwki i wmieszać całość łyżką (można dodać jeszcze inne ulubione dodatki np suszone pomidory, których akurat nie miałam). Przelać do foremek silikonowych i piec w temperaturze 170 stopni około 30 minut. Odstawić do ostygnięcia. 

Wydawać by się mogło, że pieczenie bez mąki jest niemożliwe, ale okazuje się, że nie tylko jest całkiem realne to jeszcze wyjątkowo pyszne, potwierdzają to wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia z pieczeniem i z fasoli i z ciecierzycy. Polecam się przełamać i spróbować dietetycznych babeczek. 



Bardzo lubię te włoskie paluszki, może dlatego, że są bardziej puchate niż zwykłe, a może dlatego, że wyjątkowo smakują z wszelkimi sosami. Jednak trudno znaleźć w sklepach te paluchy, które miałyby przyzwoity skład i cenę, dlatego postanowiłam zrobić je sama ;) No i przy okazji po swojemu przepis zmodyfikowałam i wyszły pełnoziarniste dietetyczne paluszki grissini. Fo jedzenia samemu i z sosami


Dietetyczne pełnoziarniste grissini
(około 35 szt)
1 szklankę mąki pełnoziarnistej pszennej
0,5 szklanki mąki pszennej
1 łyżka drożdzy instant
ciepła woda
łyżka soku z cytryny
szczypta soli i cukru
przyprawy (lub mieszanka przypraw)

Mąkę wymieszać z drożdżami, dodać sól, cukier, sok z cytryny. Wyrabiając dolewać ciepłej wody do uzyskania odpowiedniej gęstości ciasta. Musi odchodzić od rąk ale być dość miękkie. Odstawić do podwojenia objętości na ok. godzinę. Po tym czasie rozwałkować na dość cienki placek, posypać go przyprawami np. mieszanką do pizzy i kroić w długie, cienkie paski. Każdy zwijać i odstawić jeszcze do wyrośnięcia na około 30min. Piec około 10-15min w 200 stopniach.

Smacznego :)


Mój piekarnik jest dość wiekowy- daleko mu do tych najnowocześniejszych, nagrzewających się w parę sekund i energooszczędnych. Z tego powodu nie pozwalam sobie na zbyt częste jego używanie- w grę nie wchodzi np. specjalne włączanie go by przygotować sobie rano śniadaniowy wypiek, lub by upiec jedno jabłko, kalafiora lub pomidory na zupę. Gdy załączam swoje urządzenie pieczące staram się wyeksploatować tą sytuację do maksimum i piekę na raz wiele rzeczy. Wtedy jestem w swoim żywiole, cała umazana mąką, brudząca kolejne miski. Uwielbiam to. 
Ale czasami gdy mam wielką ochotę na jakiś wypiek, a w planach nie miałam mojej sesji pieczenia staram się kombinować i często używam mikrofalówki zamiast piekarnika. Sama często się dziwię jak wiele rzeczy da się w mikrofalówce upiec, nie tylko pancakes, babeczki, serniki, ciastka kubkowe ale też i ciasteczka. 
Kiedy mam więc ochotę na ekspresowe ciasteczka z masłem orzechowym używam mikrofalówki. 10 minut i gotowe. 15 minut i ich nie ma. Po prostu ekspresowe. 




Ciasteczka z masłem orzechowym z mikrofalówki
(5-6 dużych sztuk)
3 łyżki mąki pełnoziarnistej
3/4 szklanki płatków owsianych
1 jajko
2 łyżki musu jabłkowego
1 łyżka masła orzechowego
1 łyżka stewii
1 łyżeczka proszku do pieczenia
cynamon


Jajko miksuję z masłem orzechowym i musem jabłkowym, dodaję mąkę, proszek, stewię i ponownie miksuję. Dodaję płatki owsiane, mieszam, doprawiam cynamonem i zostawiam na około 15 min w lodówce. Jeżeli masa jest zbyt rzadka dodaję jeszcze płatków lub mąki, a jeśli zbyt gęsta dolewam trochę mleka. Formuję ciasteczka łyżką i piekę 3-5 min na średniej mocy. Najpierw zawsze nastawiam 3 min a gdy ciasteczka nie są jeszcze do końca upieczone podpiekam je bardziej- czas zależy od mikrofalówki, więc warto monitorować ciasteczka i dostosować czas do swoich potrzeb. Odstawić do ostygnięcia. 

Byłam zaskoczona jak fajnie się udały, wyrosły, nie zrobiły się gumowe, były ładnie wyrośnięte i prawdziwie ciasteczkowe. Naprawdę warte wypróbowania. Nie raz, nie dwa.


Smacznego :) 

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wygraną w akcji konkursowej- Tłusty Czwartek w wersji light. 
Podsumowanie i resztę nagrodzonych przepisów możecie znaleźć na blogu
W akcji doceniono moje przepisy na pieczone faworki, pączki i lekkie sernikobrownie. 

Dziękuję jeszcze raz ;))


Tym razem o pączkach. Jak już wspominałam te tradycyjne nie są mi smakowo najbliższe, mam z nimi złe skojarzenia i omijam je zdecydowanie. Pieczone pączki to jednak zupełnie coś innego. Do tej pory ich nie próbowałam i tak, przyznaję się bez bicia, że ten przepis wypróbowałam głównie ze względu na bloga. Jest on mojego autorstwa, jednak na pewno jest bardzo podobny do wielu innych dietetycznych i pieczonych pączków. 
Jednak najmilej jest tworzyć własne przepisy i sprawdzać, czy się udają i są smaczne.
Ten się udał, jak najbardziej. Już mam rodzinne zamówienia na następną partię. Tym razem pewnie zrobię je z nadzieniem. ;)


Dziś Tłusty Czwartek, jednak dzięki moim przepisom na te właśnie  dietetyczne pieczone pączki i dietetyczne pieczone faworki może się zamienić w Chudy Czwartek ze smakiem ;) i bez bolącego żołądka. 

Dietetyczne pełnoziarniste pieczone mini pączki
(na około 11 małych lub 5 dużych)
2 szklanki mąki (u mnie jedna pszenna i jedna pełnoziarnista)
1 jajko
1/2 szklanki mleka
1 łyżka drożdży instant
1-2 łyżki stewii
 szczypta soli i cukru

Mąkę łączymy z drożdżami i stewią, wbijamy jajko, mieszamy razem (ja zwykle robię to w dużym garnku), po czym stopniowo dodajemy mleko i wyrabiamy aż do uzyskania dość mokrego, ale swobodnie odchodzącego od ręki ciasta. Odstawiamy na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia, po czym wałkujemy lekko podsypując mąką na grubość około 2 cm i szklanką wycinamy pączki. Zostawiamy jeszcze do wyrośnięcia na ok 45min po czym pieczemy 10-15 min w 190 stopniach.  Ważne żeby nie piec ich zbyt długo bo zrobią  się twarde. Wszystkie składniki przed robieniem ciasta muszą mieć temperaturę pokojową, ciasto drożdzowe nie lubi też zimnych rąk, naczyń i przeciągów. Szczypta cukru jest dodana po to, żeby dać pożywkę drożdżom, bez niej ciasto mniej rośnie. 

Polecam taką odmianę pączków na dzisiejszy Tłusty Czwartek, są zaskakująco dobre, miękkie i idealnie nadają się na dietetyczny odpowiednik, chociaż w ich przypadku nazywanie odpowiednikiem trochę je obraża ;p Są po prostu jedyne w swoim rodzaju. Ina dodatek bez tłuszczu. 

  
Smacznego ;)


Nigdy specjalnie nie celebrowałam Tłustego Czwartku, ot był taki dzień w roku i tyle, często kończyło się na góra jednym pączku w ten dzień, chyba nigdy nie przepadałam za nimi. Od jakiegoś czasu wręcz ich nie lubię. Źle mi się kojarzą, a poza tym często są smażone na podejrzanych olejach, tysiąc razy topionych smalcach i innych wynalazkach. Aż czuć kamień w żołądku po zjedzeniu takiego przysmaku. 
Ja więc postanowiłam trochę uzdrowić naszą tradycję i odchudziłam znane Tłustoczwartkowe słodycze. Pieczone pączki są bardzo popularne, z nimi więc było bardzo prosto, aż zbyt prosto, dlatego zachciało mi się odchudzonej wersji równie popularnego smakołyku, która to nie jest zbyt powszechna. Pokombinowałam, zebrałam swoje "lightowe" doswiadczenie i oto są pieczone faworki. 
Zdecydowanie trudniejsze do obmyślenia hehe. 
Całkowicie pełnoziarniste, bez dodatku tłuszczu i cukru a na dodatek pieczone zamiast tradycyjnego smażenia. 
Jeśli by dodać to, że są chrupkie i mają te urzekające pęcherzyki powietrza powstaje obraz faworków idealnych, mimo, że dietetycznych. ;)

Sama nie wiem skąd w Polsce tradycja Tłustego Czwartku (chodź u mnie chyba Odchudzonego Czwartku), muszę zgłębić tą wiedzę, jeśli znajdę coś ciekawego podzielę się z Wami przy okazji kolejnego dietetycznego przepisu na Tłusty czwartek, który się niebawem pojawi, a będą to jednak dobrze znane pieczone pączki, nie mogłam bowiem sobie odmówić ich zrobienia. Ale dzisiaj o faworkach. 




Dietetyczne pełnoziarniste faworki
(około 15-16 sztuk)
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0,5 szklanki mąki żytniej
1 żółtko
1 łyżeczka proszku do piecznia
ok. 130g jogurtu naturalnego lub naturalnego serka homogenizowanego
1-2 łyżki stewii

Mąkę łączymy z pozostałymi składnikami i wyrabiamy aż powstanie gładkie ciasto, które będzie odchodzić od rąk. Bijemy tłuczkiem do mięsa z różnych stron przez chwilę, by dodatkowo je napowietrzyć.  Wkładamy je do lodówki na około 30min, po czym wałkujemy najcieniej jak się da. Kroimy w prostokąty, w każdym pośrodku wykrawamy otwór po czym krótszy bok prostokąta przewlekamy przez niego. Układamy na papierze do pieczenia i wstawiamy do pieca na 10-15 min na 170 stopni (najlepiej z termoobiegiem, ale wtedy szybko o się rumienia). Uważamy żeby się nie przypaliły. 



Najlepiej smakują tego samego dnia, lekko opruszone cukrem pudrem :)  
Niebo w gębie. 



Faworki chyba zawsze lubiłam bardziej niż pączki, tradycyjnego pączka nie jadłam juz 2 lata, a to mówi samo za siebie ;p 

Smacznego :)


Featured Posts