Nigdy specjalnie nie celebrowałam Tłustego Czwartku, ot był taki dzień w roku i tyle, często kończyło się na góra jednym pączku w ten dzień, chyba nigdy nie przepadałam za nimi. Od jakiegoś czasu wręcz ich nie lubię. Źle mi się kojarzą, a poza tym często są smażone na podejrzanych olejach, tysiąc razy topionych smalcach i innych wynalazkach. Aż czuć kamień w żołądku po zjedzeniu takiego przysmaku.
Ja więc postanowiłam trochę uzdrowić naszą tradycję i odchudziłam znane Tłustoczwartkowe słodycze. Pieczone pączki są bardzo popularne, z nimi więc było bardzo prosto, aż zbyt prosto, dlatego zachciało mi się odchudzonej wersji równie popularnego smakołyku, która to nie jest zbyt powszechna. Pokombinowałam, zebrałam swoje "lightowe" doswiadczenie i oto są pieczone faworki.
Zdecydowanie trudniejsze do obmyślenia hehe.
Całkowicie pełnoziarniste, bez dodatku tłuszczu i cukru a na dodatek pieczone zamiast tradycyjnego smażenia.
Jeśli by dodać to, że są chrupkie i mają te urzekające pęcherzyki powietrza powstaje obraz faworków idealnych, mimo, że dietetycznych. ;)
Sama nie wiem skąd w Polsce tradycja Tłustego Czwartku (chodź u mnie chyba Odchudzonego Czwartku), muszę zgłębić tą wiedzę, jeśli znajdę coś ciekawego podzielę się z Wami przy okazji kolejnego dietetycznego przepisu na Tłusty czwartek, który się niebawem pojawi, a będą to jednak dobrze znane pieczone pączki, nie mogłam bowiem sobie odmówić ich zrobienia. Ale dzisiaj o faworkach.
Dietetyczne pełnoziarniste faworki
(około 15-16 sztuk)
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0,5 szklanki mąki żytniej
1 żółtko
1 łyżeczka proszku do piecznia
ok. 130g jogurtu naturalnego lub naturalnego serka homogenizowanego
1-2 łyżki stewii
Mąkę łączymy z pozostałymi składnikami i wyrabiamy aż powstanie gładkie ciasto, które będzie odchodzić od rąk. Bijemy tłuczkiem do mięsa z różnych stron przez chwilę, by dodatkowo je napowietrzyć. Wkładamy je do lodówki na około 30min, po czym wałkujemy najcieniej jak się da. Kroimy w prostokąty, w każdym pośrodku wykrawamy otwór po czym krótszy bok prostokąta przewlekamy przez niego. Układamy na papierze do pieczenia i wstawiamy do pieca na 10-15 min na 170 stopni (najlepiej z termoobiegiem, ale wtedy szybko o się rumienia). Uważamy żeby się nie przypaliły.
Najlepiej smakują tego samego dnia, lekko opruszone cukrem pudrem :)
Niebo w gębie.
Faworki chyba zawsze lubiłam bardziej niż pączki, tradycyjnego pączka nie jadłam juz 2 lata, a to mówi samo za siebie ;p
Smacznego :)
ale fajnie , czyli w zdrowej wersji też można zrobić coś pysznego na tłusty czwartek *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, wyglądają jak tradycyjne.
OdpowiedzUsuńpowiem Ci, że wyglądają rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńraz robiłam takie pieczone (tylko ze zwykłej mąki), ale raczej pozostanę przy tradycyjnych - akurat faworki to rzecz, którą uwielbiam jak nic innego i już niech ma te swoje kalorie :)
Ten przepis na faworki kusi mnie już od zeszłego roku, u Ciebie wyglądają wprost genialnie więc chętnie go wypróbuję :) Taka zdrowsza rozpusta :)
OdpowiedzUsuńWielbię Cię za ten przepis! :) Zapisuję i chyba zrobię :)
OdpowiedzUsuńo proszę, nawet bym nie pomyślała że tłusto-czwartkowe smakołyki można przyrządzić w całkiem zdrowej wersji. dzięki za przepis, zapisuję!
OdpowiedzUsuńChyba muszę wypróbować;) Wyglądają pysznie!
OdpowiedzUsuńObledny pomysl!! Koniecznie musze kiedys zrobic!
OdpowiedzUsuńWłaśnie podwijam rękawy i biorę się do roboty :)
OdpowiedzUsuńile takie cudo ma kalorii? :)
OdpowiedzUsuńcoś o Tłustym czwartku:
OdpowiedzUsuńJest to święto ruchome, gdyż data tłustego czwartku zależna jest od daty Wielkanocy. Oczywiście jest to ulubione święto łasuchów, jednak warto poznać jego historię i znaczenie.
Tłusty czwartek, zapowiada koniec obfitych i tłustych biesiad. Obchodzony był hucznie i wesoło, ponieważ towarzyszył ostatnim dniom karnawału. Był również nazwany mięsopustem, ze względu na to, że „mięso opuszczało człeka na długie tygodnie”. Słowo “mięsopust” znaczy tyle, co karnawał a jego źródło związane jest z włosko-łacińskim “carne vale” oraz zwrotami carnem laxare, levare – czyli: rozstawać się z mięsem.
Oczywiście tłusty czwartek kojarzony jest głównie z pączkami oraz faworkami, zwanymi też chrustem. Co ciekawe, w zamierzchłych czasach nadzieniem pączków nie były np. konfitury ale słonina, boczek lub mięso, co oczywiście należało obficie podlać wódką.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad historią tego smakołyku? W naszym kraju historia pączka sięga XVII i XVIII wieku. Najsłynniejsze były wówczas pączki warszawskich cukierników. Wówczas idealny pączek miał być pulchny i lekki. Sporządzano je z ciasta chlebowego, nadzianego słoniną i smażonego na smalcu. Sporządzano pączki z chlebowego ciasta, nadziewanego słoniną i smażono na smalcu. Od tych “miejskich” pączków zdecydowanie różniły się pączki “wiejskie”, które miały być twarde i dobrze wypełnione marmoladą. Dla szczęściarzy natomiast przygotowywano pączki z orzechem i migdałem.
Niestety nazwisko twórcy pączków zaginęło w dziejach. Pozostały jednak informacje o pochodzeniu tego specjału. Z encyklopedii Brockhausa dowiedzieć możemy się, że pączki /krapfen/ są specjalnością austriacką i południowo-niemiecką.