Wiem, że zbyt dużo nie piszę o sobie ani o swoich prywatnych sprawach, ale to jest dla mnie na tyle ważne, że postanowiłam się tym z Wami podzielić- a chodzi mi tutaj o moją pracę, która jest też wielką pasją. 


                                               


Projektowanie i sprzedawanie ubrań i dodatków :)

Od jakiegoś czasu prowadzę swoją stronę gdzie sprzedaje bluzy, czapki beanie, kołnierzyki, staniki z ćwiekami, ale też plecaki czy biżuterię ;) I wiecie co? UWIELBIAM to :) 





Zżera mi to mnóstwo czasu (przez co przepisy rzadko się pojawiają ;p) ale daje mi wielką radość ;D 




Pozostaje mi tylko zaprosić Was na stronę



Na połączenie kakao/czekolady i sera pleśniowego wpadłam oglądając Ugotowanych. Wiedziałam, że muszę go jak najszybciej przetestować- i miałam rację! Jest pyszne ;) Lubię nietypowe połączenia i nie boję się eksperymentów, dlatego kiedy szczęśliwie zobaczyłam w lodówce trochę błękitnego lazura od razu odpaliłam piekarnik. Wiedziałam, że w ramach podstawy chcę mieć muffiny, a że zawsze piekę te na musach/jogurtach/serkach i to je lubię najbardziej wyszły muffiny light z serowym środkiem. U mnie jest nim błękitny lazur ale lekko słodkawa gorgonzola byłaby jeszcze lepsza, ciekawa jestem też camemberta. 



Lekkie muffiny czekoladowe z serem pleśniowym
(6 sztuk)
1 1/3 szklanki mąki (u mnie żytnia i pszenna 1:1)
1 duże jajko
140g serka homogenizowanego naturalnego
1/4 szklanki mleka (opcjonalnie)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka kakao
1-2 łyżki stewii
25-30g sera pleśniowego lazur
30g gorzkiej czekolady (opcjonalnie)

W jednej misce łączymy składniki suche- mąkę, proszek do pieczenia, kakao i stewię, a w drugiej miksujemy jajko z serkiem. Stopniowo, partiami przesiewamy do niej suche składniki i miksujemy. Jeżeli masa jest zbyt gęsta dolewamy mleko. Masa ma mieć konsystencję gęstej śmietany. Jeżeli dodajemy czekoladę (ja robiłam beż- nie miałam) siekamy ją i mieszamy delikatnie z masą. Wypełniamy foremki silikonowe do 3/4 wysokości, ser kroimy w prostokąty i kawałki wkładamy pionowo w środek muffin. 


Następnym razem dodam więcej sera- jakieś 50g bo jak dla mnie było go za mało. A same muffiny wyszły genialne- wyrośnięte, wilgotne w środku :) Od dziś jedne z moich ulubionych. 




Smacznego :)


Pierwszy z serii obiecanych przepisów z wykorzystaniem odżywki białkowej. Tak jak już wspominałam jakiś czas temu kupiłam pierwsze opakowanie odżywki białkowej- z ciekawości, z chęci zapewniania sobie kolejnego źródła białka i z powodu wzmożenia aktywności fizycznej i chęci zbudowania mięśni. Bo myli się ten kto uważa, że używanie odżywki białkowej powoduje "napompowanie" mięśni i wygląd kulturysty- to jedno z najgłupszych i najśmieszniejszych przekonań o suplementach diety tego typu. Ja stosuję odżywki od jakiegoś czasu- nie jest to bardzo regularne ale jest a do wyglądu kulturysty mi tak daleeeeeko, że chyba nie znam nikogo mniej podobnego :)
Za to w kuchni odżywka stała się dla mnie bardzo dobrym bodźcem do nowych eksperymentów i to udanych ;) 





Proteinowe ciasto czekoladowe
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0.5 szklanki odżywki białkowej (u mnie orzechowa)
2 jajka 
ok 100g serka homogenizownego naturalnego 
2 łyżki stewii
1 łyżka kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0.5 szklanki borówek amerykańskich 

Suche składniki mieszamy razem osobno w misce. Jajka miksujemy z częścią serka po czym dodajemy suche składniki (stopniowo) i miksujemy dalej do połączenia się w gładką masę. Po dodaniu całości sprawdzamy konsystencję- jeśli jest zbyt gęsta dodajemy jeszcze trochę serka i miksujemy dalej. Ciasto ma być dość gęste ale powinno bez większych oporów wylać się z garnka do formy :) Masę przelewamy do silikonowej keksówki, na wierzch wysypujemy borówki i lekko wciaskamy je w masę delikatnie mieszając. Pieczemy ok. 30 min w 180 stopniach.


W diecie większości Polaków brakuje białka i taka odżywka byłaby idealnych wyjściem, ale zdaję sobie sprawę, że dla większości osób jest to zbyt egzotyczny produkt- nieznajomy, niebezpieczny, podejrzany i zdawałoby się bardzo wyspecjalizowany. Ja przekonałam się, że jest to zupełna nieprawda i mam nadzieję, że swoimi przepisami przekonam jeszcze parę osób ;)
Tym bardziej, że przepisów z wykorzystaniem akurat odżywki jest w internecie bardzo mało- aż dziw bo do diety Dukana pasowałaby idealnie i wszyscy dukanowcy z pewnością odkryli by jej potencjał- bo jak się okazuje można zrobić z niej wiele :)



Dla niedowiarków polecam śledzić moje przepisy z tej serii :))

Smacznego :)


Dziś znowu rabarbar. Ale muszę kiedyś opublikować zaległe przepisy- a mimo mojego obecnego stanu i tak nie tworzę posta za postem, choć bym mogła- chyba nie jestem aż tak blogowo produktywna.
Noga dalej w kiepskim stanie- choć  niebo lepszym niż tydzień temu. Szyna już zdjęta, ale chodzić nadal nie mogę (chociaż dziś udało mi się przejść aż pół pokoju ;D) opuchlizna nadal trzyma ale może mi się zdaje ale jest mniej sina. Nie mniej mam plan żeby za tydzień już chodzić normalnie i będę go realizować bo inaczej zwariuje. Dosłownie i w przenośni. 

Ciasto z serii tych prostych, szybkich, dietetycznych i idealnych do kawy/ mleka/ serka. Można spokojnie ukroić duuuży kawałek i długo go smakować ;) 




Pełnoziarniste ciasto z rabarbarem:
1,5 szklanki mąki (pełnoziarnista i zwykła)
2 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2-3 łyżki stewii 
1/2-1 szklanka mleka
3 łodygi rabarbaru
cynamon

Mąkę przesiewamy, dodajemy proszek i stewię i wbijamy jajka. Miksujemy. Dolewamy stopniowo mleka by uzyskać odpowiednią konsystencję ciasta- ma być dosyć gęste ale lekko lejące. masę przelewamy do silikonowej formy. Rabarbar kroimy w niezbyt duże kawałki i posypujemy nim wierzch ciasta. Doprawiamy cynamonem i możemy jeszcze dodatkowo posypać górę stewią. Wstawiamy do piekarnika na ok 30 min w 180 stopniach (pieczemy do suchości patyczka).  



Naprawdę błyskawiczne i naprawdę pyszne. A jakie proste ;D
Można robić naprawdę codziennie, bo gwarantuje, że wytrzyma góra jeden dzień w każdym domu. 

A co do warzyw i owoców- mój rabarbar jest z dawien dawna bo przepis jest zaległy, ale widuje u Was na okrągło a to maliny, a to porzeczki, czasem nawet truskawki, a u mnie już wszystko zniknęło. Skąd Wy to bierzecie? ;p 

Smaczngo :)






Jak było na WOODSTOCKU jak było na WOODSTOKU?- ciekawe ile jeszcze osób sie zapyta. 

Na pewno było suuuuuuper. Tyle, że nie dla mnie. Zapowiadało się baaardzo pomyślnie- wręcz owocnie. Impreza w pociągu na miarę Woodstocku była. 

I z apetytem na więcej wysiadłyśmy rano na stacji. Lekko kuśtykając bo całej nocy w pociągu z odrętwiałymi nogami wlekłyśmy się na pole namiotowe- a raczej za innymi  miałyśmy, nadzieję, że kierunek jest dobry ;) Dowlekłyśmy się aż.. do połowy drogi- nie mogłam dalej. Zdjęłam buta- a tam czerwony balon a nie stopa. Nie było mowy o stanięciu na niej. Potem był już tylko szpital i 24 godzinny powrót do domu- w sumie 2 dni pod rząd w pociągach.
 I kolejny 3 cały w szpitalu i szyna. 

Nie będę mówić co to dla mnie oznacza. 

Mam naprawdę najlepszą przyjaciółkę na świecie U. <3



inspiracja
Pieczony dorsz z fasolką i pomidorkami koktajlowymi
(3-4 porcje)
500g filetów z dorsza (mogą być mrożone)
2 puszki fasolki konserwowej białej 
500g pomidorków koktajlowych
natka pietruszki
czosnek
pieprz 
sól
oliwa z oliwek
ok. 1/3 szklanki bulionu 
sok z cytryny
 
Rybę (rozmrożoną) przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny i układamy na papierze do pieczenia na środku blachy. Natkę siekamy i mieszamy z odcedzoną fasolą. Doprawiamy pieprzem i czosnkiem. rozsypujemy dookoła ryby. Pomidorki koktajlowe układamy na bokach blachy, Wszystko skrapiamy oliwą z oliwek i podlewamy bulionem (nie dużą ilością)- ja użyłam bulionu bo dałam mniej oliwy niż w oryginalnym przepisie. Pieczemy ok 15-20 min w 180 stopniach (w zależności jak bardzo przypieczoną fasolkę lubicie)- w między czasie co trochę przerzucać łopatką fasolkę. 





Smacznego ;)




I tradycyjnie coś na słodko :) Wchodząc tutaj można uznać, że żywię się samymi słodkościami, ale co tam. Życie musi być słodkie. 
A jeśli do tego jest zdrowe, dietetyczne i lekkie jak ta rolada serowa. No i oczywiście pełnoziarnista. 
A do tego jak na mnie poszalałam z kształtem :D 



Pełnoziarnista rolada drożdżowa
ciasto:
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
0.5 szklanki mąki pszennej tortowej (ale można zrobić w całości z pełnoziarnistej)
2 jajka+ 1 żółtko
1 łyżka masła
1 łyżka drożdży instant 
mleko- do uzyskania odpowiedniej konsystencji
1 łyżka stewii (lub więcej)
szczypta cukru (pożywka dla drożdży)

nadzienie:
250 g sera białego chudego+ łyżka mleka 
1 białko
2 łyżki rodzynek
1 łyżka stewii

Do mąki dodać drożdże, stewię i szczyptę cukru pomieszać. Wbić jajka i jedno żółtko. Wymieszać i stopniowo dolewać ciepłego mleka cały czas wyrabiając do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Cisto ma odchodzić od rąk, ale jednocześnie musi być dość "miękkie". Pamiętajcie, żeby użyć jajek w temperaturze pokojowej. Odstawić do podwojenia objętości w ciepłe miejsce przykryte ściereczką.

Białko ubić na sztywno ze szczyptą soli, ser wymieszać z mlekiem. Rodzynki posiekać i wymieszać ze serem i stewią. Partiami dodawać ubite białko i delikatnie mieszać. 

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na prostokąt o grubości około 0,5 cm. Na środku ułożyć nadzienie w wąski pasek. Boki ciasta ponacinać w paseczki aż do nadzienia i "zaplatać" na przemian z jednej i drugiej strony. 
Mam nadzieję, że jakoś w miarę zrozumiale opisałam zawijanie rolady ;) Jeśli nie możecie poszukać tej metody w internecie lub zwinąć ją po swojemu ;) Odstawić pod przykryciem jeszcze na około 30min po czym piec 15-20 min w 180 sotpniach. 



Ciasto drożdżowe to jedno z najbardziej dietetycznych ciast nawet w tradycyjnej wersji- a w mojej jest wręcz odchudzające ;) 
Dla kogo? Nie tylko dla tych na diecie ale też dla tych którzy lubią podjeść więcej ;p

Smacznego ;) 




Tak dawno mnie tu nie było. Dlaczego?
Bo nie odczuwałam jakoś potrzeby pisania, dzielenia się przepisami i uczestniczenia w blogowym świecie, a że od pewnego czasu staram się nie zmuszać do robienia rzeczy, które mnie nie cieszą zarzuciłam blogowanie. Mimo, że pomysłów mi nie brakowało a nowe inspiracje same mi się nasuwały nadal nie miałam serca do publikowania. Aż do dziś. Może to przez ten upał :)

Mam nadzieję, że chęci starczy mi na długo lub chociaż ciut dłużej niż ostatnio. Tym bardziej, że ostatnio nabyłam po raz pierwszy odżywkę białkową i odkryłam nowe pole do popisu i do dość innowacyjnych przepisów- bo oprócz tych, które można znaleźć na stronach poświęconych kulturystyce niewiele jest w sieci pomysłów na jej wykorzystanie, nawet na blogach Dukanowskich. Ale już niedługo będą u mnie ;)

Na rabarbar sezon już minął, ale większość moich przepisów, które oczekują na publikacje są "do tyłu" (łącznie z tymi z Wielkanocy ;p) więc nie zważając na porę będą się pojawiać.





Babeczki z rabarbarem:
( ok 16 sztuk)
ciasto:
1 szklanka mąki żytniej 
0,5 szklanki mąki pszennej
1 małe jajko
ok. 100 jogurtu naturalnego 
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka stewii
 
nadzienie:
3-4 łodygi rabarbaru
5 suszonych daktyli
1-2 łyżka stewii
1/2 łyżeczki cynamonu 


 
Daktyle kroimy w male kawałki, w rondelku rozgrzewamy trochę wody na dnie (nie dużo żeby nadzienie nie było zbyt wodniste) i wrzucamy do niej pokrojone daktyle. Rabarbar kroimy w średnie kawałki i dodajemy do lekko już rozgotowanych daktyli. Dusimy aż rabarbar będzie miękki, ale nie będą całkiem rozgotowane (powinno widać kawałki) w międzyczasie dolewając odrobinę wody jeśli dno się przypala a rabarbar nie chce się gotować.
Wyłączamy gaz i dodajemy stewię. Zostawiamy masę do ostygnięcia i odparowania reszty wody- powinna być w efekcie dość gęsta, jak powidła. Dodajemy cynamon i mieszamy. 
 
Mąkę łączymy z proszkiem i stewią, dodajemy jajko i jogurt (stopniowo) ciągle wyrabiając aż ciasto uzyska dobrą konsystencję (będzie zwarte, będzie dość dobrze odchodzić od rąk), zawijamy w worek i odstawiamy do lodówki na pół godz. 
Wyjmujemy ciasto, wałkujemy na cienki placek podsypując mąką (wbrew pozorom się da ;) ) i wycinamy z niego kółka- jedno większe na spód babeczki i jedno mniejsze na górę. Większymi kółkami wykładamy dno foremek na babeczki (silikonowych lub zwykłych ale wtedy koniecznie z papierową foremką po czym nakłuwamy spód widelcem. Do każdej babeczki dodajemy łyżkę nadzienia i zalepiamy od góry mniejszym kółkiem. 
Pieczemy ok 15-20 min w 170-180 stopniach. 



Połączenie rabarbaru i suszonych daktyli odkryłam dopiero w tym roku i bardzo tego żałuję bo jest niesamowite! Smaki naprawdę wspaniale się komponują, warto dodać też trochę cynamonu- pychota.

Smacznego!




Featured Posts