Bardzo lubię kuchnię azjatycką, ponieważ jest lekka, zdrowa i szybka. Do tego daje możliwość poznania nowych smaków i pozwala pozbyć się zbędnych kilogramów ze smakiem. 
Takie też jest to danie. 


Makaron chiński z tofu
(1 porcja)
50g makaronu chińskiego
90g tofu naturalnego
3 garście chińskiej mieszanki warzyw
1 łyżeczka curry
1 łyżka sosu sojowego


Makaron przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu. Tofu kroimy w kostkę, wrzucamy na rozgrzaną patelnię teflonową dodajemy nierozmrożone warzywa i dusimy przez jakiś czas na małym ogniu do miękkości warzyw. Dodajemy przyprawy i sos sojowy. Jeszcze chwilę dusimy. Mieszamy z makaronem. 

Dla mnie makaron chiński to cud techniki ;p Dla przeciętnego Polaka ma bardzo dziwny skład, składa się bowiem z grochu i fasoli mung. Dzięki temu nadaje się nawet dla wegan no i ma niepowtarzalny smak. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji go spróbować niech się nie waha. 
Polecam. 

Smacznego ;)





Będąc za granicą oprócz wyrobów regionalnych często przywozimy też słodycze. Najchętniej takie, których nie ma u nas. A, że niestety jest takich dużo czasami ciężko się zdecydować co kupić. We Francji asortyment właściwie wszystkich marek produkujących słodycze jest większy. Najwięcej nowości można zaobserwować z produktów Milki. I choć uwielbiam ich czekolady to zdecydowałam się na inny wybór. Zdrowszy, bardziej nietypowy i mniej popularny. 
Gorzka czekolada z karmelem od Nestle. 
Była też waniliowa, ale chyba wolałam coś bardziej chrupiącego ;p 
Bo karmel tu chrupie i to jak, można go nawet pomylić z ciasteczkami, ale mi to wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie ;)



Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to nietypowy kształt kawałków czekolady. Dzięki temu prostemu zabiegowi wydaje się ona być bardziej luksusowa i wyrafinowana. Cała tabliczka dzieli się na 24 takie kawałki, co tylko jest jej plusem, lubię bowiem, że jem tabliczkę czekolady długo, a nie w kilku kęsach ;p
karmel wspaniale chrupie o dodaje delikatnej słodyczy gorzkiej czekoladzie. A jest ona pyszna, prawdziwie gorzka. Zawartość kakao to 60%, a więc jest przyzwoicie. 





Jedynym jej minusem jest dość duża zawartość cukrów, jak na czekoladę gorzką. To zasługa karmelu, więc nie ma się czego doczepić. 
Polecam ją bardzo, gdyby pojawiła się w Polsce byłaby u mnie częstym gościem. A tak mogę jedynie wspominać i grzebać w pustym sreberku. 

Długo jeszcze będę ubolewać nad tym, że tak wielu słodyczy nie ma w Polsce. Stojąc w sklepie w Paryżu długo liczyłam czego u nas nie ma. I nie był to tylko asortyment czekolad Nestle. 


Od dawna chciałam spróbować ciecierzycy, ale dopiero niedawno kupiłam pierwszą puszkę. Chciałam poznać jej smak, dlatego szukałam przepisu, który nie będzie skomplikowany, a inne smaku nie zabiją tego jedynego. Idealny okazał się przepis na pieczoną ciecierzycę. 
Lubię większość pieczonych warzyw, bardzo posmakowały mi też otrębowe orzeszki, więc pomyślała,, że i to będzie dobry początek na poznanie cieciorki. Okazał się więcej niż dobry. :))
Niebiański smak nie do podrobienia. 



Pieczona ciecierzyca
1 puszka ciecierzycy konserwowej
1 łyżka oleju
1/2 łyżeczki papryki ostrej
1 łyżeczka oregano
1/2 łyżeczki czosnku granulowanego

Ciecierzycę odsączamy z zalewy, dodajemy olej i delikatnie mieszamy. Posypujemy przyprawami i dalej mieszamy. Pieczemy w 180 stopniach około 30 minut przewracając w międzyczasie kuleczki łopatką by równomiernie się przypiekły. Można użyć oczywiście wszelkich innych przypraw, wedle uznania. 




Jest pyszna solo, ale pokochałam ją też w sałatce. Przepis niebawem. 

Smacznego :)


Ja jako znana miłośniczka dyni nie mogłam obejść się bez dyniowych placuszków. Są błyskawiczne, zawsze się udają no i są przepyszne ;) Ideały. Przepis jest powszechnie znany, ale i tak chciałam go dodać, bo to moje danie obowiązkowe na jesień. I będzie u mnie częstym goście. Zwłaszcza teraz, gdy w kuchni dojrzewa moja własna, zasadzona przeze mnie dynia. Istna pomarańczowa kula szczęścia. Do przerobienia na kolejne słoje puree





Dyniowe pancakes
1 jajko
3/4 szklanki puree z dyni
2 łyżki mąki
1 łyżka otrąb
1/2 łyżeczki proszku do piecznia
1/2 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki curry


Wszystkie składniki mieszamy ewentualnie dodając mleka lub wody gdyby masa była zbyt gęsta. Smażymy na patelni teflonowej na złoty kolor. Polecam smażyć na małym ogniu.


Smacznego ;)


We Francji znaleźć można wspaniałe cukiernie i piekarni. Natknęłam się na wiele uroczych, małych i pachnących sklepików. Ale i tutaj nie ominęło mnie zdziwienie. Na próżno w nich szukać pieczywa pełnoziarnistego, czasami na końcu lady znajdziemy 1 czy 2 zapomniane bochenki ale to rzadkość. Zapomnieć  można natomiast o bułkach. Zwykłe pszenne znalazłam tylko w Carrefour, pełnoziarnistych nigdzie. Od święta w marketach Franprix wyszperamy zakonserwowany ciemny chleb w folii. No i jest jeszcze jeden jedyny unikalny Marks&Spencer na Champs Elysee. Tam chleb jest już "nasz". Ale we Frnacji króluje pieczywo francuskie no i bagietki oczywiście. Pachnie nimi cały Paryż, a półki uginają się pod ciężarem tamtejszych smakołyków i w wersji wytrawnej i na słodko. Nie wolno zapomnieć też o tartach i flanach, które choć w mniejszości niczym nie ustępują powyższym. Poszukiwałam piekarni, którą opiszę na blogu. Kusiło mnie wiele miejsc, jednak wybrałam piekarnio-cukiernię, która  jest na tyle popularna, że ma wiele punktów i bez trudu natkniemy się na nią w centrum miasta. Brioch Doree

Ceny są tam przeciętne, za croissanta zapłacimy 1 euro, ale za słodką taratelkę już 3,50. Warto więc wybierać z głową. Pośrodku plasują się tarty i flany (około 2 euro za kawałek) i to je według mnie najbardziej opłaca się kupić. 






Najtańsze są bagietki. I wcale niemniej smaczne. W ofercie znajdziemy też zestawy śniadaniowe (croissant i kawa) lub obiadowe. Warto odwiedzić to miejsce i od niego rozpocząć swą przygodę z francuskimi wypiekami. A później odkrwyać też te małe, bardziej kameralne i mniej komercyjne miejsca. I porównywać by znaleźć tą jedyną, swoją ulubioną francuską piekarnię. 
I być jej wiernym




Wracając z zagranicy chcąc nie chcąc porównujemy ją do Polski. Czasami mimiowolnie, czasem specjalnie, żeby mieć na co ponarzekać. Ja jednak jestem patriotką i szukam raczej plusów. Moje porównanie nie wypada więc aż tak źle. ie jesteśmy 100 lat za murzynami. W kwestii galerii handlowych i sklepów nie odbiegamy prawie wcale od normy. Gorzej z restauracjami. Ale i tu jestem wyrozumiała. W końcu w Paryżu dobre restauracje to tradycja, u nas jej brak. Dodatkowo tam restauracje naprawdę mają okazję zarobić, bo ludzie faktycznie do nich chodzą. A jest ich dużo, więc duża jest też konkurencja, co powoduje lepszą jakość. Koło samo się nakręca. U nas jest inaczej, bo inne są zwyczaje. Jednak nasze najlepsze restauracje porównywalne są do tych średniej klasy w Paryżu. Więc i tu nie jest tragicznie. jest jednak coś czego u nas brakuje mi całkowicie, co chętnie bym przeniosła i czego powinniśmy się uczyć. Cukiernicze sklepy. Bo nie wiem jak inaczej je nazwać. jest to ten rodzaj sklepów do których chodzimy nie po to by się najeść, a kupić czekoladki i ciastka na sztuki. Tam płacimy za wygląd, za dekorację, za atmosferę i opakowanie. Te słodycze to małe dzieła sztuki. Wystrój sklepów zachwyca, jest przemyślany i przenosi nas do innego magicznego świata. Takim właśnie miejscem jest Petit musee du chocolat mieszczące się na Montmartre w Paryżu. jest to oddział innego słynnego paryskiego muzeum czekolady- Musee du chocolat. Powstało ze względu na duża popularność Montmartre wśród turystów. 
Jest to istne sanktuarium czekolady w drewnianej oprawie. Ciężko przejść obok obojętnie. Na wstępie wita nas czekoladowa wieża Eiffla- miałam duże wątpliwości, czy nie lepsza od oryginału. 


Na ścianach rozciągają się półki z różnymi czekoladowymi skarbami. 





Pod spodem natomiast na wagę można nabyć wszelkie czekoladki jakie tylko sobie wymarzymy


Mnie szczególnie urzekły jednak trufle, czekoladowe szyszki i piękne czekoladowe pralinki w kształcie medalionów z zatopionymi w środku bakaliami




Były też i te słodkie słoiczki. Z łyżeczką. 
W sam raz na raz ;)


Jak to w muzeum nie zabrakło też rzeźb. Oczywiście z czekolady. Były piłki, zwierzątka, kwiatki. 
Wszystko piękne, aż szkoda jeść. 


Muzeum wspanaiale dopełnia klimat Montmartre i placu artystów. To jedno z moich ulubionych miejsc w paryżu z wieloma cudownymi kafejkami i restauracjami. Nie brakowało tam tez genialnych piekarni. 



Wróciłam z Paryża. Ze stolicy mody, centrum kultury, rozrywki, z miasta miłości. I stolicy dobrego smaku. Jedzenie tam to sztuka. Przywiozłam ze sobą wiele wspaniałych wspomnień i wiele zdjęć. W tym również zdjęć francuskich smakołyków i wyjątkowych piekarni i cukierni. Czekają tylko na segregację i zamieszczenie na blogu. 
Od dzisiaj będzie trochę francusko ;p 
I pysznie
Ale zanim zdjęcia się posortują, notatki ułożą w głowie proponuję przepis prosty, szybki i idealny na śniadanie. 


Domowa philadelphia milka/ nutella light
150g naturalnego serka kremowego (może być Turek 0%, Bieluch)
1 łyżka kakao
5 tabletek słodziku

Wszystkie składniki ucieramy ze sobą w misce. W zależności od tego jak bardzo czekoladowy chcemy smak mozemy dodać więcej kakao, ja zrobiłam w wersji dość mało czekoladowej, więc polecam dodać więcej. 

I gotowe ;)) A smak warty grzechu. Oj tak. 
Na pewno umili oczekiwanie na francuskie specjały


Smacznego ;)





Dzięki konkursowi na blogu Dietetycznie Siostro miałam okazję zamówić z oferty firmy Sys kilka produktów. Zdecydowałam się na Kaszę gryczaną z grzybami, żurek i grzybową z łazankami. 
Kocham grzyby i dlatego też te produkty najbardziej przypadły mi do gustu. 
Paczkę dostałam przez kuriera, a zapakowana była jak na wojnę ;p 
Firma Sys ma wiele ciakwych produktów, lubię ich suszone przyprawy, jednak gotowych dań jeszcze nie kupowałam. Ale skoro była okazja trzeba wypróbować. 
Na pierwszy ogień poszła kasza gryczana


Producent opisuje swoje produkty jako Dania babci Zosi, czyli dania swojskie, zdrowe i proste. Takie też są. Do tego opakowania prezentują się wyjątkowo estetycznie, przywodzą na myśl starowiejską kuchnie, gliniane garnki, kaflowy piec i drożdżowe bułeczki. 
Robi się bajkowo. 
Podobają mi się też opisy umieszczone z tyłu opakowania, a szczególnie rozróżnienie na sposób przygotowania wnuczka i babci. Chociaz nie wiem czy ktos gotuje kasze gryczana w mikrofalówce, sama jestem wnuczka ale na to jeszcze nie wpadłam. 

Mniej bajkowo jest po otwarciu opakowania. Są w nim 2 saszetki po 125g. Widać wyraźnie kawałki suszonych grzybów i cebulki. 
Producent opisują kaszę tak: Kasza gryczana jest tradycyjnym dodatkiem do dań polskiej kuchni, a jako doskonałe źródło białka jest też jedną z najbardziej wartościowych kasz. Babcia podaje kaszę gryczaną z grzybami na gorąco, polaną skwarkami lub używa jej jako farszu do gołąbków lub pierogów.



A jaka jest w smaku? 
Cóż, mnie nie powaliła. Smakuje jak zwyczajna kasza gryczana, naprawdę ciężko poczuć tutaj aromat grzybów, już bardziej czuć cebulkę chociaż procentowo jej udział jest mniejszy w daniu. Trochę się zawiodłam. Miałam nadzieję na prawdziwą podróż do lasu, zapach swojskich podgrzybków i nasze polskie danie jedzone drewnianą łyżką, najlepiej u boku babci, najlepiej Zosi. 
Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. 
A sama kasza jest dobra, jak to kasza gryczana, ale nie zdecyduje się już jej kupić w tej postaci. 

Ja swoją porcję przygotowałam według przepisu babci: gotowałam pod przykryciem w małej ilości wody 15min po czym wyłączyłam gaz i nie zdejmując pokrywki odstawiłam na jeszcze 5 min.
Dodałam do niej pokrojoną fasolkę szparagową i kubek maślanki. 



Słodkie, małe, czekoladowe kuleczki obsypane kakao?
Tak, to TRUFLE. Drażnią podniebienie i rozbudzają zmysły. Są wyrafinowane. Nie należą jednak do słodyczy, które jemy hurtowo. Jedna lub dwie na raz wystarczą. Taka przyjemność może jednak oznaczać nawet dodatkowe 200 kcal. Za dwie małe kuleczki. Jednak jest i na to metoda. A dietujący mogą od dziś jeść trufle. I chudnąć!



Dietetyczne trufle
125g twarogu
1 łyżka mleka w proszku
1 łyżka kakao + 1 do posypania
8 tabletek słodziku
1 łyżeczka chudego mleka (opcjonalnie)

Twaróg dokładnie ucieramy z kakao i słodzikiem, opcjonalnie dodajemy łyżeczkę mleka gdy masa jest zbyt gęsta ( u mnie jednak nie było to potrzebne). Formujemy małe kuleczki i każdą obtaczamy w kakao. Wstawiamy do lodówki na min. 1 godzinę. 






Smacznego :)



Czy mówiłam już jak bardzo kocham dynię? Wprost ją ubóstwiam, dlatego zawsze niecierpliwie wyczekuje kiedy pojawi się u mnie na targu. A w tym roku dodatkowo postanowiłam nie czekać bezczynnie i zasadziłam swojego prywatnego dyniowego potwora w ogrodzie. Na razie jeszcze nadal czekam aż będzie pięknie wielki, brzuchaty i wręcz ogniście pomarańczowy. A na razie latam na targ i wyrywam innym dynie sprzed nosa. 
Dyniowy sezon zawsze rozpoczynam od dyniowego risotto, później obowiązkowo zupa krem z dyni, placki i chautney (wszystkie przepisy czekają w kolejce). Ale zawsze szukam nowych smaków i inspiracji. Dlatego postanowiłam sprawdzić jak smakuje dyniowy sernik. I nie zawiodłam się. Bo jest przepyszny.

                                        
Dietetyczyny dyniowy mini serniczek z biszkoptami
(1 porcja)
ok. 150 g kremowego serka naturalnego 0%
3/4 szklanki dyniowego puree
3 tabl. słodziku
1 łyżeczka żelatyny
3 niskokaloryczne biszkopty (u mnie 289kcal/100g)

Ser dokładnie miksujemy na gładko z purre, dodajemy rozkruszony słodzik. Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i dodajemy do masy. Mieszamy. Biszkopty rwiemy na mniejsze kawałki układamy warstwowo w pucharku: biszkopty, masa serowa itd. Wstawiamy do lodówki do stężenia masy, najlepiej na całą noc. 


Smacznego ;)




Urodziny nie mogą odbyć się bez tortu. A szczególnie urodziny takiego czekoladowego łasucha jak mój tata. Ale co zrobić gdy gości w dużej liczbie brak a pozostała część domowników tortom mówi stanowcze "raczej nie"? 
Wtedy trzeba zrobić ekspresowy tort w wersji mini. Bez pieczenia. Ale za to w wersji snikers ;)
Mój tata był zachwycony. A nawet więcej. 




Mini tort snikers
(1 duża porcja lub 2/3 małe)
wafle tortowe
kremowy serek naturalny (ok. 150 gram)
2-3 łyżki kakao
2 łyżki cukru pudru
ok. 50 g masła
50 g orzeszków ziemnych niesolonych
2 cukierki karmelki 

Moje wafle tortowe były wieeeelkie więc wycięłam z nich 4 koła o średnicy ok. 10cm. Serek dokładnie utrzeć z kakao, cukrem pudrem i miękkim masłem. Orzeszki posiekać na małe kawałeczki (jednak jak to ja leń do kwadratu po prostu rozbiłam je w moździerzu- szybko i sprawnie), karmelki pokroić w kosteczkę. 
Pierwszego wafla posmarować kremem, wysypać na wierzch trochę orzeszków i kilka kawałeczków karmelków. Tak przełożyć wszystkie warstwy pozostawiając trochę orzeszków i karmelków na wierzch i trochę kremu do ozdoby boków. Wyłożyć ostatnią górną wierzchnią warstwę i nożem lub specjalną szpatułką "posmarować" boki tortu pozostałym kremem. Wstawić do lodówki do zastygnięcia. 









Jemy aż się uszy trzęsą. U mnie cała porcja poszła dla jednego solenizanta, ale nawet on łasuch do kwadratu jadł go na 2 razy. Ale bardziej wprawieni cukroholicy dadzą radę. Zresztą sami spróbujcie ;p 

Smacznego :)


Featured Posts